Żeby nasz rap nie zginął, żeby się szczęśliwie żyło, żeby znowu było milo, żeby wszystko się skończyło(ha ha) Wiem jak to jest być na dnie, to nie będzie finansowy krach, Życie biedne plus słabości, substancje chemiczne, sporo gniewu i złości, Zycie na diecie. Dieta z kości na ości, tak było za dzieciaka.
W dzisiejszych czasach, kupienie własnego domu, mieszkania czy wybudowanie własnego domu, to bardzo duże przedsięwzięcie wymagające ogromnych nakładów finansowych, bardzo często nieosiągalnych przez zwykłych, przeciętnie zarabiających ludzi. Konieczność wyłożenia kilkuset tysięcy złotych na własne mieszkania oznacza konieczność odkładania każdej złotówki przez kilkadziesiąt lat, co jest zupełnie niewykonalne, zwłaszcza przez osoby posiadające rodziny i wychowujące dzieci. Na szczęście problem ten został dostrzeżony przez polityków, którzy stworzyli już jakiś czas temu specjalny program pomocy dla ludzi młodych, pracujących, posiadających własne rodziny – program rodzina na swoim. Program rodzina na swoim to program dopłat do mieszkań oraz domów. Jest to forma preferencyjnego kredytu na budowę domu lub zakup mieszkania. Taki kredyt na preferencyjnych warunkach, czyli taki, do którego spłaty dokłada się skarb państwa przysługiwał rodzinom wielodzietnym albo osobom wychowującym samotnie przynajmniej jedno dziecko, które nie ukończyło dwudziestego piątego roku życia. Warunkiem do ubiegania się o taki kredyt była oczywiście zdolność kredytowa oraz pewne obostrzenia jeśli chodzi o metraż mieszkań. Otóż mieszkanie w bloku nie mogło przekraczać 75 metrów kwadratowych, zaś dom 140 metrów kwadratowych. Oznaczało to, że w znacznie lepszej sytuacji znajdowały się rodziny planujące wybudować własny dom w ramach kredytu – po prostu mogły wybudować całkiem komfortowy dom, w którym wygodnie pomieszczą się rodzice wraz z dziećmi. Kiedy tylko program rodzina na swoim został uruchomiony, cieszył się bardzo dużą popularnością. Z kredytu chciało skorzystać jak najwięcej osób. Większość banków także przyjęła warunki tego programu i chętnie podjęła współpracę ze skarbem państwa w celu udzielania takich preferencyjnych kredytów. Wiele rodzin, ubiegających się o kredyt w programie rodzina na swoim narzekało jednak na mnogość formalności, na niejasne procedury i na liczne kontrole jakim byli poddawani w czasie ubiegania się o kredyt. Nie ma się jednak co dziwić, banki chciały mieć pewność, że udzielają preferencyjnego kredytu osobom właściwym, rzeczywiście je potrzebującym oraz mającym możliwość spłaty zadłużenia na określonych warunkach. Program rodzina na swoim wygasł z końcem 2012 roku, kiedy to wszystkie banki zaprzestały przyjmowania wniosków kredytowych. Dziś młode małżeństwa czy rodziny wielodzietne mogą ubiegać się o dofinansowanie zakupu mieszkania czy budowy domu w innych programach, w tym w ramach rozszerzonego programu dopłat do mieszkań – Mieszkanie Dla Młodych. Warto korzystać z takiej pomocy, zwłaszcza jeśli i tak nie stać nas na zakup niczego większego. Programy te zawsze pozwalają zaoszczędzić nieco pieniędzy, co przy i tak bardzo wysokich ratach kredytu jest znaczące dla każdego. Warto jednak – przed przystąpieniem do jakiegokolwiek dokładnie poczytać o obostrzeniach oraz warunkach, aby nie wpaść w kłopoty. Jednym z warunków otrzymanie kredytu w ramach programu Mieszkanie Dla Młodych jest chociażby zakaz wynajmowania albo sprzedaży mieszkania w ciągu pięciu lat od jego zakupu.
i Żeby się mogło! TAGI: ŻYCZENIA IMIENINOWE DLA FACETA, ŻYCZENIA URODZINOWE DLA FACETA, ŻYCZENIA IMIENINOWE DLA MĘŻCZYZNY, ŻYCZENIA IMIENINOWE OD KUMPLA, ŻYCZENIA IMIENINOWE DLA KOLEGI, KARTKA Z ŻYCZENIAMI, W DNIU IMIENIN, ŁADNE ŻYCZENIA, GOTOWA KARTKA Z,ŻYCZENIAMI, ŻYCZENIA KWIATY, IMIENINY FACETA, W DNIU IMIENIN, GOTOWE
Zarówno Trójmiasto jako metropolia, jak i poszczególne miasta (Gdańsk, Gdynia, Sopot) regularnie znajdują się w czołówkach rankingów jakości życia w Polsce. Nic dziwnego - wysokie dochody, czyste powietrze, dobre uczelnie i szpitale, wysoka średnia długość życia, niskie bezrobocie - predestynują nadmorską metropolię do określenia "dobre miejsce do zamieszkania". Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Poniżej subiektywna lista spraw, które w Trójmieście należy poprawić, aby żyło się jeszcze lepiej. SzadółkiSmród dochodzący z wysypiska to element krajobrazu równie silnie związany z Gdańskiem, podobnie jak fontanna Neptuna albo Żuraw. Silniej albo słabiej, bardziej zgniły albo bardziej duszący - obecny jest jednak w południowej części miasta jako stały element krajobrazu, przynajmniej zapachowego. Kolejne zarządy i kolejni dyrektorzy zapewniają, że już wkrótce, już niedługo problem zostanie rozwiązany - bez realnego postępu. Od 10 lat co najmniej. Doprawdy, czas byłoby o tym śmierdzącym problemie mniej mówić, a więcej biletTrójmiasto pozostaje bodaj jedyną metropolią w Polsce, w której trzeba kupować kilka biletów, aby przemieścić się z jednego końca na drugi. Nie rozeznają się w tym nawet lokalni mieszkańcy, a co dopiero obcokrajowcy - regularnie karani za brak biletu w SKM-ce albo w autobusie innego przewoźnika, w momencie, gdy bezradnie pokazują bilet kupiony w gdańskim ZTM. Pod nazwą "bilet metropolitalny" funkcjonuje kilka protez - np. bilet pozwalający pojechać autobusem i tramwajem różnych przewoźników, ale nie SKM-ką. Bilety, które obejmują SKM-kę, nie obejmują wszystkich pociągów przejeżdżających przez Trójmiasto oraz gmin podmiejskich - np. Pruszcza Gdańskiego. W Wiedniu albo Berlinie cała metropolia podzielona jest na strefy i na terenie danej strefy można przemieszczać się wszystkim, włącznie z ekspresami przejeżdżającymi przez miasto. Wzorem jest Paryż, gdzie kombinacja autobusów, tramwajów, metra oraz szybkich pociągów RER znajduje się na jednym rozkładzie i jednym bilecie. Nawet metropolia śląska, kilka razy rozleglejsza i składająca się z wielu organizmów miejskich o podobnych rozmiarach, mówiąc kolokwialnie, "ogarnęła temat". Czas, by "temat ogarnęły" gminy metropolii - zwłaszcza, że istnieje baza organizacyjna (MZKZG).Komunikacja po górnym tarasieKolejny przejaw "niedasizmu" związanego z komunikacją miejską w metropolii trójmiejskiej to realny brak komunikacji po górnym tarasie. I tak, mieszkaniec Kowal, który pracuje w okolicy lotniska, musi najpierw zjechać na dolny taras (przynajmniej na Łostowice, ale lepiej do centrum), aby potem pracowicie podjechać do portu lotniczego. Od momentu gdy jest PKM-ka i tak nie musi stać w korkach. Tak czy inaczej, straci na to minimum godzinę i kilka razy się przesiądzie. Podróż z Dąbrowy do biur na Jasieniu (Cube Office Park) zajmuje ok. 25 minut samochodem i około dwóch godzin, jeśli jechać komunikacją miejską. Dodatkowo, trzeba zakupić trzy różne ustawienia sensownej komunikacji po górnym tarasie Trójmiasta to tysiące ton dwutlenku węgla, miliony marnowanych w korkach minut i setki tysięcy złotych wypuszczanych w powietrze przez posiadaczy samochodów. Nie wspominając o wiecznie zakorkowanej obwodnicy - która, notabene, dawno przestała być faktyczną "obwodnicą", tj. drogą otaczającą metropolię, a stała się trasą średnicową górnego urbanistyczny chaos ekspansji metropoliiNowe osiedla w sposób niekontrolowany rosną w samych miastach i w nowych obszarach podmiejskich, za czym w najmniejszym stopniu nie idzie infrastruktura miasta oraz wsparcie gmin. Na nowych osiedlach zarówno w mieście, jak i pod miastem (Rumia, Pruszcz Gdański i Rotmanka, gmina Kosakowo) brakuje szkół, przychodni, przedszkoli i punktów obsługi mieszkańców. W rezultacie, tysiące mieszkańców metropolii codziennie przemierza dziesiątki tysięcy kilometrów wte i wewte, aby załatwić podstawowe sprawy - np. odwieźć dzieci do szkoły, załatwić sprawę w urzędzie skarbowym albo odbyć badania w ośrodku zdrowia. Nieliczne nowe szkoły budowane na peryferiach (Osowa, Jasień) błyskawicznie zapełniają się dziećmi, a nauka często odbywa się na dwie zmiany. Jeśli chodzi o opiekę przedszkolną oraz zdrowotną - honor ratuje sektor prywatny. Pojawiają się nowe przedszkola i żłobki, a specjaliści otwierają swoje gabinety w handlowych parterach nowo budowanych bloków. To dobrze - ale to nie całym dystansie, jaki mamy wobec socjalistycznego budownictwa z czasów PRL, warto docenić myśl urbanistyczną dawnych osiedli. Owszem, mieszkania były małe, akustyczne, pełne usterek i mało komfortowe, ale układ urbanistyczny był bardzo komunikacyjne na zewnątrz, w środku bloki mieszkalne, tereny rekreacyjne, szkoła, żłobek, ośrodek zdrowia i dom kultury. Do dziś mieszkańcy Przymorza, Chyloni czy Suchanina korzystają z tego planowania przestrzennego; warto, aby w podobny sposób planowano rozwój nowych strefy przygranicznejNieco zaskakujący element w tej wyliczance, ale istotny. Otóż nieomal całe Trójmiasto znajduje się w strefie nadgranicznej. Na co dzień nie zauważamy konsekwencji tego faktu - być może ktoś spostrzegł jedynie małe, czerwone tabliczki przy drogach dojazdowych na granicy strefy. Ale konsekwencje uderzają w obcokrajowców, którzy zapragnęli kupić nieruchomość w Trójmieście. Ustawa z 1920 (!) roku nakazuje zdobyć zezwolenie ministra właściwego dla administracji i spraw wewnętrznych. Jest to procedura prosta i tania, ale przeciągająca się od czasu, kiedy Polska stała się kierunkiem wybieranym przez wielu imigrantów z Europy i spoza niej. Na wydanie takiego dokumentu czeka się nawet powyżej roku. W rezultacie, wielu obcokrajowców spoza UE, którzy chcieliby się osiedlić w Trójmieście, emigruje dalej, do Wrocławia, Poznania czy Warszawy - bo tam zezwolenia nie muszą mówiąc, o ile można zrozumieć takie ograniczenia na terenie gmin graniczących z Białorusią, Rosją czy nawet Ukrainą, nie sposób zrozumieć jakie korzyści miałoby utrzymywanie ich na terenie milionowej metropolii, która miała pecha (czy raczej szczęście) znaleźć się nad morzem, a od najbliższej granicy dzieli ją ponad 100 km, na dodatek nie jest to zwarte terytorium sąsiada, tylko enklawa skupiona na własnych problemach i raczej obawiająca się aneksji niż ją tylko samorządOwa wyliczanka nie pretenduje ani do miana kompletności, ani do listy żalów pod adresem samorządów. Wiele z tych kwestii wymaga rozwiązań na poziome prawa - a prawo stanowią władze centralne, nie samorządowe. Kwestia strefy nadgranicznej jest tutaj dobrym przykładem. Niemniej, powinniśmy oczekiwać od lokalnych posłów wszystkich opcji i formacji wspólnego działania na rzecz interesów metropolii przyciągającej specjalistów z całego świata i ułatwiania im życia, jeśli zechcą osiedlić się w Trójmieście. Skuteczny lobbying mógł wiele zdziałać. Być może jedyny przytyk pod adresem samorządów to jałowa, bezsensowna i trudna do zrozumienia rywalizacja samorządów, zwłaszcza Gdańska i Gdyni. Ponurą pamiątką oderwanych od rzeczywistości ambicji jest historia gdyńskiego lotniska - pomnika próżności i megalomanii tamtejszego magistratu i radnych, który dziś niszczeje odłożyć na bok animozje personalne oraz źle pojętą dumę regionalną, mielibyśmy choćby wspólny bilet albo linie autobusowe przecinające górny taras metropolii. Tu nie chodzi o powiewanie flagą lokalnego klubu na futbolowym stadionie, a o dobro miliona mieszkańców nadmorskiej metropolii!Wybory samorządowe za kilka lat, ale w obecnej sytuacji, gdy Polski Ład pozbawił samorządy znaczącej części wpływów podatkowych, a władze centralne wprost wypowiedziały wojnę "niepokornym" samorządom (zwłaszcza gdańskiemu), mieszkańcy oczekują, że ich interesy będą przedkładane nad ambicje lokalnych polityków.
By żyło się lepiej Czy obecnie gdy nie jest ustalona linia brzegowa jeziora Myśliborskiego gmina jest w stanie zapewnić mi swobodny, zgodny z prawem dostęp do jego brzegów?
Code: 7070 Availability: Exists Price: zł Tell a friend Kubek na 80 urodziny , wesoły , ciepły kubek , pokazujący z przymrużeniem oka kolejną rocznicę .. Duży kubek o pojemności .450 ml . Wymiary : Wysokość cm , szer cm Znakomity prezent na urodziny . Na Wszystkich kubkach możemy zamieścić imię jubilata , lub własny tekst lub fotografię . Koszt kubka na zamówienie wynosi 45,00 zł Recommended
Kartki No i żeby się mogło:) - stwórz własną kartkę w trzech prostych krokach. Wybierz kartkę, wpisz życzenie i GOTOWE! za darmo i bez logowania!
Cena widoczna po zalogowaniu Symbol: DIL-P-1RKPL-BALONUR Kod kreskowy: 5902666741714 Realizacja zamówienia: 48 godzin EAN: 5902666741714 Producent: DIL Opis produktu Rozmiar 33x9x23 zestawie:Ręcznik frotte o wymiarach 50 x 100. Gramatura bawełna. Kubek w opakowaniu Polecamy Biustonosz z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. 8 kamieni szlachetnych, różne rodzaje. Średnica 4 cm wys. 6 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Stringi damskie z koralików cukierkowych Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 15 kamieni szlachetnych. Rróżne rodzaje. Średnica 5 cm wys. 7 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Stringi męskie z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 100 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 17 cm wys. 23 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 20 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 6 cm wys. 10 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Fontanna tortowa, 1 szt./ opakowanie Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 50 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 11 cm wys. 15 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 40 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 8,5 cm cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Klienci, którzy kupili ten produkt wybrali również... Drzewko szczęścia. Ok. 15 kamieni szlachetnych. Rróżne rodzaje. Średnica 5 cm wys. 7 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Drzewko szczęścia. Ok. 20 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 6 cm wys. 10 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Drzewko szczęścia. 8 kamieni szlachetnych, różne rodzaje. Średnica 4 cm wys. 6 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Fontanna tortowa, 1 szt./ opakowanie Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Stringi damskie z koralików cukierkowych Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Biustonosz z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Stringi damskie jadalna bielizna Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Stringi męskie jadalna bielizna Cena widoczna po zalogowaniu Kielnia z dzwonkiem i 6 kieliszkami. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Statuetka 'Na 1 rocznicę ślubu' Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1
Kup teraz na Allegro.pl za 60,70 zł - Tabliczka 06 - Żeby się żyło, żeby się wiodło - (14064242880). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
KAI: Mija rok od momentu pojawienia się informacji o siłowych nawracaniach dzieci w szkołach rezydencjalnych, odrywaniu ich od rodzimej kultury, tradycji. Jak w tej chwili ten temat jest postrzegany w Kanadzie?Bp Anthony Krótki: Kanadyjczycy prawdopodobnie będą mieli zawsze jakiś znak zapytania i obiekcje co do systemu, który wówczas funkcjonował. Robi się wszystko, żeby taki system już się nigdy nie powtórzył. Dzisiaj wszyscy starają się, żeby dzieci poznały język ich dziadków. To daje im siłę, jeśli wiedzą, kim są, ważne jest więc, by umiały korzystać z języka przodków. I chociaż poświęca się wiele uwagi, żeby nic złego z przeszłości nie powtórzyło się, to muszę powiedzieć, że Inuici i my mieszkający na dalekiej północy obserwujemy wielkie zmiany. Młodzież i dzieci bardzo oddalają się od kultury rodzimej, od stylu wychowania, który funkcjonował 40 lat temu. Sami rodzice mówią mi, że to dobro, którego oni doświadczali, może już nigdy nie wrócić. Nie można przekonać dzieci i młodzieży do dawnego stylu życia. Albo będziemy ciągle krytykować dawny system oświaty, albo znajdziemy dzisiaj sposób na przekazanie młodemu pokoleniu system wartości, kultury, obyczajów. Jego mentalność jest zupełnie inna. Mam nadzieję, że doświadczenie szkół rezydencjalnych nie powtórzy się nigdy więcej. Ale jak uchronić młodzież przed tym wszystkim, co dzisiaj się dzieje, przed upadkiem moralnym, duchowym, brakiem doświadczenia kulturowego? To jest bardzo trudno Ksiądz biskup był na przełomie marca i kwietnia z grupą Inuitów u papieża Myślę, że nikt oprócz dwójki delegatów z naszej grupy inuickiej nie zdawało sobie sprawy z tego, jak będzie wyglądała ta pielgrzymka do Rzymu, jak będzie wyglądało spotkanie z papieżem, wreszcie – jak się do tego przygotować i kim jest w ogóle papież. Jechali z nadzieją. Wyrwać się z końca świata i pojechać do Europy, gdzie niby wszystko jest takie piękne i jeszcze można zobaczyć Watykan, o którym dużo się mówi i niekoniecznie pozytywnie, to jest coś. Zwiedziliśmy trochę Rzym. Wreszcie nadszedł dzień spotkania z Ojcem Świętym. Widać było, że emocje chwyciły wszystkich bez wyjątku. Grupa była bardzo zjednoczona. Mówię oczywiście o osobach, które kiedy Ojciec Święty wszedł na spotkanie z nami, emocje pochłonęły wszystkich. Było wiele łez szczęścia. Są u papieża. To wszystko, co się mówi o Kościele pozytywnie i negatywnie, te wszystkie głosy jakby zniknęły. Mamy okazję spotkać następcę Piotra. Później dowiedziałem się, że nasza grupa była bardzo pokorna. Oni nie szukali sporów, konfrontacji, żeby pokazać papieżowi swoje niezadowolenie. Oni chcieli go spotkać. Każdy miał pięć minut i mógł powiedzieć Ojcu Świętemu, jak wygląda jego życie, także i to duchowe. Każdy z delegatów był wysłuchany. Przeżycia, uczucia, doświadczenie szkół rezydencjalnych, oderwanie od rodzin, od bliskich, co się mogło dziać wtedy w tych szkołach – mówili o tym wszystkim. Większość naszych delegatów nie miała nic wspólnego ze szkołami z uczestników pielgrzymki do Rzymu piszą do mnie co tydzień. Pytają o papieża, o to, jak on się czuje. Od spotkania w Watykanie stworzyła się osobista relacja. Oczywiście chcą pojechać na spotkanie z papieżem w Kanadzie. To jest dla nich bardzo ważne. Będziemy starali się zrobić wszystko, żeby im w tym Już za kilka dni papież przyleci, jeśli można tak powiedzieć, z rewizytą do Ojciec Święty na naszym spotkaniu pod koniec marca powiedział nam: nie przyjadę do was zimą, bo zimy trochę się boję, przyjadę do was latem. Ojciec Święty przyleci na daleką północ do stolicy naszego terytorium Nunawut: Iqaluit. Inuici chcą jechać. Mówią: zróbmy zbiórkę pieniędzy. Bardzo dużo ludzi chce polecieć do Iqaluit. Jest wśród nich wielu uczniów szkół rezydencjalnych, ale jest też spora grupa ludzi, którzy nie mieli z tym nic wspólnego. Niestety, w Iqaluit jest ograniczona liczba miejsc noclegowych. Uczniowie będą zebrani w jednym miejscu, żeby usłyszeć osobiście słowa papieża, żeby go zobaczyć. Cieszymy się, że Ojciec Święty przyjedzie!KAI: Dlaczego 30 lat temu wyjechał ksiądz na daleką północ?AK: To było moje marzenie od zawsze. Spotkałem jako młody chłopak księdza, który pracował wśród tubylców na zachodzie Kanady. Opowiadał mi, że na północ od jego misji mieszkają ludzie, którzy nazywają się Inuitami. Tam nie ma drzew, nie ma roślinności. Jest tylko śnieg i lód. To mnie bardzo poruszyło. Miałem wtedy 14 lat. Chciałem tam pojechać, bo to było najdalej i żeby warunki były ekstremalne. Zawsze lubiłem śnieg. Pochodzę z gór. Śniegu nigdy nie brakowało w moich rodzinnych stronach. Wszystkie książki Centkiewiczów znałem prawie na pamięć. "Inuk" czy "Na krańce świata" czytałem po kilka razy. Wszyscy w seminarium, w nowicjacie wiedzieli o tym. Kwestią było, czy się uda tam pojechać, czy dostanę pozwolenie ze strony mojego zgromadzenia. Duch Święty miał tu wiele do czynienia. Kiedy wyjechałem na daleką północ, byłem najszczęśliwszym człowiekiem. Na Alaskę i na Grenlandię nie było możliwości wyjazdu. W Kanadzie natomiast proszono wówczas o dwóch kapłanów…KAI: Na początku, oprócz języka, musiał się ksiądz nauczyć takich wręcz podstawowych rzeczy, żeby przetrzymać noc gdzieś na pustkowiu w czasie burzy śniegowej, jak się zepsuje skuter…AK: Na szczęście przyjechałem do wspólnoty oblatów Maryi Niepokalanej, w której jeden z ojców miał bardzo duże doświadczenie w codziennym życiu na dalekiej północy. Pierwszego dnia powiedział mi tak: ja nauczę cię gramatyki, pomogę nauczyć ci się języka (był cudownym nauczycielem!), ale tradycji, kultury ode mnie się nie nauczysz. Żeby się tego nauczyć, musisz iść do ludzi. Musisz z nimi być. Najlepiej jakbyś pojechał i pomieszkał z nimi. Kapłaństwa nikt ci nie zabierze. Zanim zaczniesz posługiwać jako kapłan, poznaj ludzi. I pojechałem na trzy miesiące. Mieszkałem w wiosce z jedenastoma rodzinami. Mieszkaliśmy w namiotach. Oni żyli zupełnie w zgodzie z naturą. To było piękne doświadczenie. Spotykaliśmy się na modlitwie. Tam byli katolicy, anglikanie, protestanci. To było niesamowite. Patrzyłem w bezkres horyzontu. Nigdy człowiek nie zapomina, że jest księdzem i ludzie też to wiedzieli i rozumieli. On musi wiedzieć więcej, żeby być księdzem wśród nas – tak słyszałem. Wiedzieli, że nie jestem Kanadyjczykiem, że mówię w innym języku. Później się dowiedziałem, że ich zadaniem było mnie przerobić, nie forsować, ale żebym zmienił swoje podejście, swoją mentalność. Wszystko po to, żebym mógł zrozumieć tych ludzi, zaakceptować ich, pokochać ich, żeby oni zobaczyli we mnie kapłana, który będzie im służył, a nie kogoś, kto im będzie nakazywał robić jakieś rzeczy. Wtedy zrozumiałem, że potrzeba ich wiary musi wyjść od nich. Bo kim ja jestem? Ja przyjeżdżam jako turysta. Dzisiaj jestem, jutro może mnie nie być. Jestem zakonnikiem, zakon może mnie przenieść. Bardzo ważnym było dla mnie, żeby oni mnie zaakceptowali pośród siebie. Otworzyłem moje drzwi najszerzej, jak tylko to było możliwe i starałem się przyjąć wszystko. Cały czas byłem księdzem, ale moja obecność musiała nabrać wartości i akceptacji ze strony ludzi, żeby dobrze się z tym czuli, żeby byli bezpieczni. Ja nigdy nie będę wyglądał jak oni, nigdy nie będę Inukiem. Mogę się starać, ale żeby stać się częścią tamtej kultury, potrzebne jest zaufanie W tym przygotowaniu musiał ksiądz pokonać bariery kulinarne, co czeka zresztą każdego misjonarza. Bo, jak ksiądz powiedział, albo się będzie z tymi ludźmi żyło, albo trzeba by się stamtąd Muszę się przyznać, że jak byłem w seminarium, w nowicjacie, jak zauważyłem, że jest gdzieś gotowe, surowe mięso na kiełbasy, to go próbowałem. Chciałem zobaczyć, jak to jest, jak się je surowiznę. Chciałem pojechać na daleką północ, a tam tak jedli. Próbowałem wołowego, wieprzowego i w końcu masarz, który przyjeżdżał, powiedział mi: ja robię kiełbasy, ale nie jem jak ty. To niesprawdzone, to niezbadane. Odpowiedziałem mu, że ludzie jedzą niebadane mięso i żyją. Myślę, że trochę kształtowałem sobie psychikę, żeby umieć przyjąć to, co będzie, to, co jest tam, a nie to, co my uważamy. To było moje przygotowanie do misji. Chciałem wiedzieć i doświadczyć, co ci ludzie przeżywają, zanim ich jeszcze mogłem spotkać. Śpią w igloo, mają psy…Jadąc na daleką północ, byłem przygotowany, że może być inaczej. Wszystko zatem powinno być dobre, byleby być z tymi ludźmi, byleby być na tamtej ziemi. Jak przyjechałem, okazało się, że wszyscy mają domy. Igloo robili tylko w czasie podróży. To nie było jakimś zaskoczeniem, nie było też żadnym rozczarowaniem. W pierwszym roku pobytu nauczyłem się robić igloo. Mnie to fascynowało. Igloo stało. Można było w nim spać. Ktoś by powiedział: w seminarium was nie przygotowali. Nieprawda! Surowe mięso, spanie zimą przy otwartym oknie w nowicjacie w Kodniu, spanie bez drzwi. Wiatr był cały czas, bo okno było otwarte. Rano śnieg na twarzy. Ktoś mógłby pomyśleć: ale ten Krótki jest głupi! Bo jak to inaczej nazwać? A dla mnie to było bardzo ważne. Doświadczenie tego, co nie było moje, było fantastycznym doświadczeniem. Myślę dzisiaj, że seminarium i nowicjat przygotowały mnie bardzo Musiał ksiądz biskup się z czymś zderzyć w eskimoskiej kuchni?AK: Jadło się właśnie surowe mięso. Tylko w niedzielę wieczorem po mszy świętej mieliśmy wspólną kolację. Wtedy było jedzenie gotowane, mięsa różnego rodzaju i gatunku były wyciągane na żwirowy brzeg oceanu. Tam to było położone i każdy brał co chciał. Ich dieta składa się głównie z mięsa. Później zaczęli robić zakupy w sklepach, zaczęli też dostawać pieniądze. Nikt nigdy nie robił żadnych dyskusji w kwestii jedzenia. Każdy jadł, kiedy był głodny, a nie kiedy był przygotowany posiłek. Nikt nie zapraszał, nikt nie gonił. Dla mnie to była fantastyczna wolność. Nie trzeba pytać, pukać, dzwonić, dadzą jeść albo może nie, a tam siadasz i jesz. Tam nie było żadnego zacofania. Oni żyją, szanując naturę. Latem łapali morsy i zakopywali je na brzegu w żwirze. Pozostawały tam przez wiele miesięcy. To mięso fermentowało, gniło, zupełnie zmieniało kolor. To jest ich przysmak. Miałem trudności, żeby to jeść na początku. Może nie tyle mój żołądek, ile moja głowa mnie hamowała przed tym mięsem. Niestety, nie było nic innego do jedzenia. Trzeba było opróżnić doły z mięsem sfermentowanym, żeby włożyć tam świeżo upolowane morsy. Nie było to Wraca ksiądz skuterem śnieżnym po zamarzniętym oceanie. Skuter się psuje. Trzeba zostać na noc samemu na pustkowiu. Chyba strach towarzyszył księdzu?AK: Powinien. Zawsze trzeba mieć świadomość, że coś może się wydarzyć. Morze jest daleko od wioski. Jeśli burza złapałaby mnie w podróży, byłoby niebezpiecznie. Staramy się dzisiaj nie popełniać takich błędów. Mamy lepsze możliwości. Wyjeżdżając z wioski, zawsze mówimy, o której ruszamy w podróż i w jakim kierunku. W razie czego będą wiedzieć, gdzie nas szukać. Wyruszając w podróż, musimy znać śnieg, orientować się w gwiazdach, znać kierunek jazdy. Zdarzyło mi się parę razy, że burza śniegowa zatrzymała mnie po drodze. Przeżyjesz albo nie, coś takiego miało miejsce w moim życiu na dalekiej północy. Mamy aniołów stróżów. Musimy się przygotować, nie możemy wszystkiego zwalać na nich. Trzeba być rozsądnym. Jak jest burza śniegowa, wieje silny wiatr i jest - 40, - 50 st. C, to nie ma żartów. W czasie każdej mojej przygody w podróży jakichś problemów, zawsze doświadczałem Bożej Opatrzności. To kwestia naszej wiary, czy poradzimy sobie z problemem, czy może wpadamy w panikę. Inuici od początku mi wbijali do głowy: cokolwiek ci się przydarzy, nie wpadaj w panikę, bo się zgubisz. Będziesz jeździł w kółko i zgubisz swój ślad. Inuici nauczyli mnie, jak rozpoznawać śnieg, świeży śnieg na lodzie, na co wskazuje, jaki jest kierunek wiatru. Kiedy przytrafiały mi się takie problemy, to jeszcze nie miałem GPS-u. Teraz pewnie bez tego urządzenia bym nie ruszył w Dla nas świat otaczający Inuitów może wydawać się surowy, brakuje zieleni, drzew, tylko śnieg, lód, skały. Ale oni widzą w tym piękno i Jestem tego pewien. Istnieje między nami taka niesamowita różnica. Kiedy przychodzimy tam, mówimy "wow". A oni od razu: co jest "wow"? Mój znajomy z dalekiej północy musiał polecieć do Edmonton na badania. Wysiadł z samolotu i zaraz poczuł wielki niepokój. Kiedy spotkaliśmy się ponownie, powiedział mi: podejdź do okna. Co widzisz? Nic nie widzę, odpowiedziałem. Chodzi ci o to, że ktoś jedzie skuterem? Że jacyś ludzie stoją tam dalej? Niedźwiedź? On mówi do mnie. Mam inne doświadczenie. Jak wyszedłem z lotniska w Edmonton, to nic nie widziałem. A domy, a samochody, a ludzie? Nic nie widziałem. Jeden blok przysłaniał drugi blok. Nic nie widać. On w Edmonton czuł się zagubiony. I mówi do mnie: zobacz, tu widzisz wszystko, widzisz 10 km przed tobą. To jest różnica. Kultury są niesamowite, głębokie. Mają rację. W miastach widzimy mało. To jakby patrzeć na zabieganego człowieka, pełnego trosk i kłopotów. Dla niego prawdziwe człowieczeństwo nie będzie widzialne. Inuici z jednej strony boją się miasta, ale z drugiej zaś chcieliby uciec do czegoś, co jest lepsze. Wielu z nich próbuje żyć w miastach Kanady na południu, ale to jest dla nich bardzo trudne, ponieważ tracą wolność, w której zostali Inuici stawiają coś w rodzaju pomników, które nazywają się inukshuk, które kształtem przypominają człowieka. Kiedy miejscowi uznali księdza za ich człowieka? Odczuł to ksiądz?AK: Przyznam, że zastanawiam się, czy kiedyś będę miał szansę stać się ich człowiekiem. Wiedzą, że jestem biały, że pochodzę z innego kontynentu. Ale myślę, że to prowadzi do głębszego szukania odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek. Czy staje się nim, bo tam się urodził? A może staje się człowiekiem ten, który żyje wartościami, które są obecne w tym miejscu? Dla nich wyzwaniem jest spojrzenie na drugiego człowieka od strony jego uczuć, jego przeżyć, jego wartości, a nie rozmyślanie tylko skąd on pochodzi i kim są jego rodzice. Mamy dużo mieszanych małżeństw, w których tylko jedno z rodziców jest Inuitem. Jak przyjmiemy dzieci z takich mieszanych małżeństw? Niestety są tendencje, żeby nie uważać takich dzieci za zupełnie nasze. To jest smutne i niebezpieczne. Jednak społeczność inuicka bardzo to przeżywa. Na południu Kanady, jak chcesz kogoś odwiedzić, musisz się umówić, musisz zapukać. Na północy nie umawiamy się. Idziemy jest z kamienia i jest czasami drogowskazem. Jest przekazaniem komuś wiadomości, że tutaj już ktoś był, że ktoś tutaj mieszkał. Może być znakiem, w którą stronę należy iść na ryby, na polowanie, gdzie ktoś z rodziny mógłby być pochowany. Teraz dowiedziałem się, że jeśli dobrze widać nogi inukshuka, to znaczy, że ktoś zmarł w tym miejscu. Przez wiele lat nie wiedziałem o tym. Dzisiaj nie odważyłbym się postawić takiego inukshuka. Wolałbym, żeby Inuici postawili taki znak, dlatego że ja jestem przechodniem na ich znajomi Inuici umówili się ze mną, że pojedziemy razem na polowanie. Wyszło, że pojechali beze mnie. Po prostu pojechali, kiedy mieli czas. U mnie w głowie było: to się umówimy, to mi powiedzcie, zadzwońcie, że już jedziecie. Chcesz jechać z nami, to bądź gotowy. Nie widziałem, jak wyjeżdżali. Po prostu pobiegli. Ja tego nie rozumiałem. Dołączyłem do nich. W drodze powrotnej około drugiej nad ranem widzę światła wioski. Brakowało około sześciu kilometrów. Jeden z przyjaciół mówi mi: teraz ty prowadzisz. Spotkaliśmy się na drugi dzień rano przy śniadaniu. Zapytałem: dlaczego kazałeś mi jechać jako pierwszy? Powiedziałem mu, że źle się z tym czułem. To było nieplanowane, nie byłem przygotowany do tego. O co wam chodziło? Widzisz, jak my wyjeżdżaliśmy, to jechaliśmy do siebie, jechaliśmy tam, skąd pochodzimy. Jeśli chcesz, wiesz, gdzie nas znajdziesz. Ale wracaliśmy do tego, co ty biały nam przygotowałeś. Wyście nam zbudowali te domy. To wy nam powiedzieliście, co my mamy robić na takim osiedlu domków. Ty jechałeś do siebie. Muszę powiedzieć, że poczułem mocne ściśnięcie w sercu. Nie wiedziałem tego. Jak mogłem o tym nie pomyśleć? Wtedy dopiero zrozumiałem, co znaczy dla nich biały człowiek, który przyjechał na daleką północ. Wyście nas wpuścili do klatek – rozbrzmiewało mi ciągle w uszach. Powiedzieliście, że mamy tu być, że będzie policja. Narzuciliście nam sposób życia. Odebraliśmy im wolność życia. Jeśli rząd zaplanował osady, to może księża też mieli z tym coś wspólnego? Bo i rząd, i księża chcieli, żeby Inuici żyli razem. To doświadczenie było dla mnie bardzo mocne, bardzo wręcz drastyczne, ale niesamowicie ważne. Bardzo mnie ono utworzenia: 20 lipca 2022, 09:42Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.
June 14, 2021 ·. Follow. Żeby coś sie zdarzyło. Żeby mogło się zdarzyć. I zjawiła się miłość. Trzeba marzyć Dawno nas tu nie było, a sezon już rozpoczęty. Nadrabiamy więc zaległości!
Żeby się żyło, żeby się wiodło, żeby się chciało i... żeby się mogło! Ostatnie posty ograniczają się w zasadzie do jednej tematyki - niemal wyłącznie dotyczą haftu krzyżykowego. Powoli zaczynam więc tęsknić za jakąś odmianą. Rozglądam się nieśmiało za dawno porzuconym szydełkiem i motkami z kordonkiem. Zanim jednak na dobre zajmę się robieniem czegoś innego niż hafty, wrzucę jeszcze kilka postów w znanej, poczciwej tematyce 👇👇👇 Haft krzyżykowy z cyklu "ślubne tematy" Jesień rozpoczynam od mojego ulubionego tematu haftów - motywu ślubnego. Tym razem postawiłam na minimalizm - zarówno w doborze kolorów, jak i w odniesieniu do samego wzoru. Pamiątka ślubu w nowej odsłonie Sezon ślubów powoli się rozpoczyna. Pomimo całego zamieszania związanego z pandemią, ludzie próbują normalnie funkcjonować, a co za tym idzie celebrować takie wydarzenia, jak zawarcie związku małżeńskiego. Pewnych spraw nie można przecież odwlekać w nieskończoność 😉
Uqa8gW. 0290vvy540.pages.dev/1810290vvy540.pages.dev/560290vvy540.pages.dev/1460290vvy540.pages.dev/3480290vvy540.pages.dev/280290vvy540.pages.dev/1940290vvy540.pages.dev/2130290vvy540.pages.dev/1540290vvy540.pages.dev/201
żeby się żyło żeby się mogło